środa, 10 lutego 2010

Hu! Hu! Ha!

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy Mroźnym śniegiem w oczy prószy, Wichrem w polu gna! Nasza zima zła!
Chociaż fraza „Nasza zima zła!” przewija się rytmicznie przez cały wiersz Marii Konopnickiej autorka starała się nas przekonać, że nie jest to aż tak zła pora roku, jak się nam wydaje, a przynajmniej, że bać się jej nie należy. Narzekania na mrozy i śnieg dają się słyszeć zewsząd a ja wciąż cieszę się jak głupek jakiś, że prawdziwa zima powróciła. Wcale nie dlatego, że uprawiam sporty zimowe, choć lekcji jazdy na łyżwach w liceum nie wspominam najgorzej i raz nawet oglądałem na żywo prawdziwy mecz hokejowy. Nie, sport mnie zupełnie nie kręci. Po prostu, myślałem, że mozolne przedzieranie się przez śnieżne zaspy pozostanie tylko mglistym wspomnieniem z dzieciństwa i zimy stulecia w 1979 roku, gdy tymczasem globalne ocieplenie sprawiło mi tak miłą niespodziankę. Wiem, że reprezentuję mniejszość, bo nie lubię się pocić, leżeć plackiem na plaży, przypalać skóry w promieniach UV i zawsze czułem jakąś organiczną niechęć do krótkich spodni i klapek. Wiem także, że kolejnej takiej zimy mogę nieprędko doświadczyć, chyba że jakimś cudem spełnią się moje naiwne marzenia o zamieszkaniu w dalekiej Norwegii lub na jeszcze bardziej odległej Alasce. Dlatego gęba mi się cieszy... Chociaż przyznam, że odchodząc zima pozostawia po sobie brud, błoto, kałuże, dziury na drogach i śmieci na trawnikach, ale to przecież nie do końca jej wina.
 



Wpis ilustruje zimowa plansza z komiksu „Pustka” (Człowiek w probówce, wyd. Egmont - 2004, scen. Łukasz Chmielewski) oraz harce Bosmana (specjalnie dla członków jego fanklubu), który polubił zimę jak Husky, choć pochodzi z okolic Mielna a nie z Alaski.